czwartek, 25 września 2014

Rondo kąpielowe- hit czy kit?

Kąpanie noworodków to zazwyczaj sama przyjemność, małe uśmiechnięte aniołki oparte na naszym ramieniu dające się oblewać i pienić bez słowa sprzeciwu. Jednak w pewnym momencie dany noworodek zmienia się w niemowlę i rośnie i rośnie. Uczy się siadać, wstawać, chlapać i co pewne - nie da się położyć i spokojnie umyć.
Antułan jest dzieckiem niesamowicie żywym, skręconym i wręcz zaczynam się zastanawiam czy nie zrobić mu badań pod kątem ADHD, bo w miejscu to on nie usiedzi. Dzięki czemu kąpiel zamienia się w wielkie szaleństwo - chlapanie, przypadkowe podtapianie się i zalanie całego pokoju. A mycie głowy? Koszmar. Włosy całe w szamponie i nadchodzi moment spłukania... A tu klops, dziecko się szarpie, na pewno nie da sobie odchylić głowy do tyłu, nie mówiąc o bezproblemowym jej spłukaniu.
I teraz pojawia się ono- rondo kąpielowe. Przyznam szczerze, nigdy mnie to nie przekonywało. Śmieszny i bezużyteczny gadżet, taka była moja opinia.  Aż do momentu, gdy spłukiwanie włosów Antka stało się zwykłą szarpaniną. Przemyślałam sprawę i stwierdziłam, że próbujemy. Kupiłam rondo firmy Canpol Babies, koszt ok 20 zł. Rondo jest foliowe i opatrzone przyjemnym dla oka wzornictwem, nic wyszukanego aczkolwiek cieszy oko.
Wczoraj zrobiliśmy pierwszą próbę, przyznam szczerze, oczekiwałam super kąpieli i bezproblemowego płukania włosów. Zawiodłam się.
Po pierwsze, rondo nie jest dla dzieci, które ściągają wszystko co im się założy na głowę.
Po drugie, przecieka. Perfidnie. Co prawda nie jest to Niagara na twarzy dziecka, aczkolwiek nie po to robi się dach by kapało na głowę.
Oczywiście nie mam zamiaru się poddawać i będziemy nadal próbować używać owego sprzętu, może później będzie lepiej.
Ale na razie jestem bardziej na NIE. Nieprzydatny gadżet.













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz