sobota, 13 września 2014

Początków ciąg dalszy

Wstałam rano tak podniecona i pełna chęci, że aż nie wiem od czego mam zacząć. Mam mnóstwo pomysłów na ten blog, na ten post, jednak musiałam przyhamować wodzę wyobraźni i aby miało to ręce i nogi kontynuuje wdrążanie Was w naszą historię.
Jeszcze zdążę napisać o ząbkowaniu, spaniu, spacerach czy jedzeniu a początek pasuje dać na... początek.
Więc...
Wszystko zaczęło się w kwietniu tamtego roku, gdy mój teraz mąż, wtedy chłopak, postanowił mi się oświadczyć. Od dłuższego czasu planowaliśmy wspólną przyszłość i przebąkiwaliśmy o zostaniu ze sobą na zawsze. Ponadto, najważniejsze - oboje bardzo pragnęliśmy stworzyć prawdziwą rodzinę.
A jak przystało na prawdziwą rodzinę to nie możemy być to tylko my dwoje. Potrzebujemy małego człowieka, którego będziemy mogli obdarować bezgraniczną miłością i podarować mu cały świat.
Los był dla nas niesamowicie łaskawy, bo już w połowie maja test ciążowy pokazał dwie kreski.
Niestety, opowieści różnych mam, że okres ciąży był dla nich najwspanialszy na świecie, że czuły się piękne i mogłyby tak zawsze to dla mnie jakiś bullshit. Rzygałam dalej niż widziałam i dłużej niż obiecywano, mój brzuch, pupa i uda wyglądają jakby zaatakował je wściekły ogrodnik z wyjątkowo ostrymi grabiami a na dodatek wylądowałam dwa razy w szpitalu z groźbą poronienia, raz z bakterią złapaną uprzednio w szpitalu i ostatni raz na patologii ciąży, bo mojemu dziecku na świat się nie spieszyło, więc określono mnie na izbie jako przeterminowaną i kazano czekać. Przez cztery dni miałam wywoływany poród o który modliłam się dniami i nocami, dopóki nie odeszły mi wody i przez 14 godziny dopadały mnie skurcze krzyżowe. Czułam się jak w filmie,  krzycząc na całą porodówkę, że jak mnie nie znieczulą to mogą mnie zabić. Wszystko zakończyło się cesarskim cięciem, po którym przez długi czas nie mogłam dojść do siebie. Więc niech nikt mi nie mówi, że to był najpiękniejszy okres w moim życiu.
Aczkolwiek, żeby nie było, że tylko narzekać potrafię - było warto. Na świat, drugiego lutego 2014 roku o 20:05 przyszedł On. Najpiękniejszy na świecie, najcudowniejszy. I od tego momentu nasze życie obróciło się o 180 stopni.

 
 3,750 kg i 58 cm szczęścia.



 
pierwszy miesiąc



  
 


 Drugi najważniejszy dzień w życiu.








 A tak teraz wygląda nasz już siedmiomiesięczny Antoś.


1 komentarz:

  1. Pięknie razem wyglądacie! ;) cudowna rodzinka!
    PS. aż się odechciewa ciąży, gdy czytam o Twoich cierpieniach, ale widać, że było warto.
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń