poniedziałek, 13 października 2014

Gryźć czy nie gryźć

Jako, że mamy już ponad osiem miesięcy i całe dwa zęby, to próbujemy już jedzenia w kawałkach. Nie ma problemu wyżerania banana z mamy porannej owsianki, czy jedzenie knedla ze śliwką. Jednak, gdy mamusia stoi w garach i gotuje na parze marchewkę i kurczaczka, dodatkowo robi groszek i kaszę jaglaną, serwuje wszystko na pięknej nowej miseczce (moja super zdobycz z Topazu za całe 4,50zł), to jedzenie ląduje na podłodze, na ubraniu, wszędzie, tylko nie w buzi. Jest płacz, wcieranie kaszy w oczy, co wiąże się z jeszcze większym płaczem, prężenie się i nie ma opcji na usiedzenie w krzesełku i zjedzenie heroicznie przyrządzonego posiłku.
Niestety, wszystko wylądowało w misce Zelmer i zostało załatwione specjalną nakładką z nożami do miksera. Tym sposobem Anton skonsumował miazgę. Może nie zmiksowaną na gładką konsystencje, jednak nadal była to miazga.
Jak przekonać dziecko do jedzenia kawałków? Próbowałam już udawać, że również jem to samo, ba! Nawet jadłam to samo. Jednak Mały nadal nie chciał tego tknąć. Pluł, płakał i się krztusił. A nie było opcji na skonsumowanie posiłku w formie stałej.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz